niedziela, 26 maja 2013

W pułapce obsesji

"Wielki Gatsby" jest naprawdę wielki. Baz Luhrmann zadbał, żeby film na każdym kroku olśniewał, audiowizualnie obezwładniał. Jednak czy to wystarczy, by naprawdę zachwycić widzów? Mam nadzieję, że nie, bo Luhrmanna stać na więcej. 

Australijski reżyser nie po raz pierwszy sięga po wielką klasykę literatury. I podobnie jak uczynił to z"Romeo i Julią", tak i tym razem dość swobodnie potraktował proces adaptacji. To nie jest opowieść osadzona w Nowym Jorku lat 20. ubiegłego wieku. A przynajmniej nie w tym "prawdziwym", jaki opisał Fitzgerald. Jego ambicją wydaje się próba uchwycenia zarówno ducha powieściowego oryginału, jak i stylu życia dawnych nowojorczyków, tak by człowiek współczesny czuł się jak u siebie. Stąd wszystko jest stylizacyjnym miszmaszem: kostiumy i samochody z epoki sąsiadują z hiphopową muzyką. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz