niedziela, 26 maja 2013

Wielki błękit – recenzja

Do każdego filmu, w którym palce macza Luc Besson podchodzę z dystansem. Reżyser, scenarzysta i producent zawsze tworzy dzieła albo świetne albo szmirowate. Wydaje się, że im nowszy film tym większa filmowa wtopa, ale to tylko moja osobista teoria. Dlatego do Le Grand bleu z 1988 roku podszedłem z umiarkowanym optymizmem tym bardziej, że późniejsze dzieła Besson’a: Nikita (1990) i Leon zawodowiec (1994) bardzo mi się podobały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz